Teoretycznie ocena tego bloga nie powinna się ukazać - właścicielka skasowała go po niecałym tygodniu od zgłoszenia się do sanktuarium Pały Przeznaczenia. Niestety, zanim to się jeszcze stało, zdążyłam już napisać pełną ocenę i poinformować o dacie planowanej publikacji właścicielkę bloga. Nie wiem więc dlaczego moja praca miałaby pójść na marne - może kapryśna panienka dalej krąży po otchłaniach blogosfery i przymierza się do napisania kolejnego opowiadania, które skasuje. W takim razie, niech napisze je lepiej, niż to.
Kickin' it - inny niż wszystkie wszystkie. Taki adres i tytuł w jednym powoduje, że, niczym Sokrates, wiem, że nic nie wiem. "Kickin' it" dosłownie znaczy "kopiąc to", a w slangu "relaksować się" albo "wozić się z kimś" w sensie "przebywać razem". Już pomijając, że adres jest dwujęzyczny, co tutaj akurat drażni, jeżeli ktoś w ten sposób próbuje mnie przekonać do oryginalności to... nie przekonuje.
Kickin' it - inny niż wszystkie wszystkie. Taki adres i tytuł w jednym powoduje, że, niczym Sokrates, wiem, że nic nie wiem. "Kickin' it" dosłownie znaczy "kopiąc to", a w slangu "relaksować się" albo "wozić się z kimś" w sensie "przebywać razem". Już pomijając, że adres jest dwujęzyczny, co tutaj akurat drażni, jeżeli ktoś w ten sposób próbuje mnie przekonać do oryginalności to... nie przekonuje.
Wchodzę. Uderza mnie wielka grafika przedstawiająca dwie panienki i wielki cytat od Paulo Coelho (miewał lepsze). Kojarzy się, znowu, z czymś przeciętnym i niezbyt interesującym. Zaczątki podwójnego menu rozpraszają wzrok. Spoglądam na lewo, a tam zakładka "Autoreczka". Podobnie jak na dźwięk słowa "pieniążki", dostaję drgaweczek. Kolejna zakładka to "Twórz bloga ze mną! :D" - pomysł bardzo dobry, ale, na litość, ta emotikona to po co? Jeszcze niżej sonda: "Czytając to, myślisz, że ile mam lat?". Większość wskazuje na "14". Po lekturze obiecuję zagłosować.
Obco brzmiące imiona i skórka z banana
To ciekawe, jakiego typu robisz błędy. Nie ma tu rażących "ortów", ani wielkich problemów z interpunkcją. Mam za to wrażenie, że nie do końca rozumiesz znaczenie niektórych słów i zwrotów, których używasz. Pozwól, że dość skrupulatnie wyłowię je z Twojego pierwszego wpisu (z cichą nadzieją, że je poprawisz):
Krzyknęłam na tyle, na ile pozwoliła mi, zgromadzona w płucach para.
Parę w płucach można mieć, ale jest to związek frazeologiczny, który oznacza "mieć moc w płucach" czyli "być zdolnym do głośnej przemowy albo śpiewu". Tutaj jednak sugerujesz, że ktoś ma płuca wypełnione parą. Para to woda w innym stanie skupienia. Nie zazdroszczę nikomu, kto ma wodę w płucach. Ach, i przecinek po "mi" nie powinien tam być (niepotrzebnie rozdzielasz zdanie proste).
Dobyłam drzwi.Znaczy, wyjęłaś je zza pazuchy? "Dobyć" znaczy "wyjąć", "chwycić". Do drzwi mogłaś "dobić", czyli "osiągnąć cel", "dotrzeć".
Spójrzmy teraz na kilka drobnych niezręczności, powiązanych zarówno z interpunkcją, jak i stylistyką.
Stanięcie na nim, nie powinno mnie boleć, ale bolało.
Niepotrzebny przecinek po "nim" (znów zdanie proste).
(...) zdobiony elementami ze skrzydeł motyli.
Jeżeli zdobiony, to wzorem albo motywem motylich skrzydeł. Chyba, że źle zrozumiałam, i srebrny klucz miał na sobie poprzyklejane fragmenty skrzydełek.
Stałam w jasno oświetlonym, białym pokoju. Ściany były puste, nie było mebli., nie było nikogo. Pusty pokój. Przecież słyszałam Jack'a! Sny mają to do siebie, że są dziwne, zapomniałaś?
Wstawka schizofreniczna, czyli narratorka mówi sama do siebie. Jeżeli chcesz, żeby to miało ręce i nogi, napisz: "»Sny mają to do siebie, że są dziwne, zapomniałaś?«, skarciłam się w myślach".
- Tak żyję, wy tumany! - Warknęłam, rozcierając sobie głowę, okropnie mnie bolała.
Po "tak" przecinek. Kiedy go nie ma, bohaterka nie odpowiada na pytanie "Hej, żyjesz?", tylko mówi "Taki mam styl życia, wy tumany!". Tutaj po wykrzykniku kontynuujesz narrację, więc nie traktujemy go jak kropki - "warknęłam" z małej litery.
Oczywiście żartowałam z tą zemstą, hehe.
Narracyjna wstawka... blogaskowa? Pamiętniczkowa? Piszesz opowiadanie, nie wpis do zamykanego na kłódkę zeszyciku.
(...) no włośnie, nic niezwykłego.
"Właśnie", nie "włośnie". "A" na tyle jest daleko od "o" na klawiaturze, że uznałam za stosowne się przyczepić.
Używasz języka potocznego, momentami wręcz wulgarnego, jednocześnie sięgając po archaizmy (np. "silić się"). Polecam używać języka bardziej literackiego. Oczywiście, jeśli masz ochotę pójść w kierunku, jaki obrali niektórzy polscy pisarze, i takim językiem budować atmosferę zepsucia, droga wolna. W tej chwili jednak jesteś na rozstaju: atmosfery zepsucia brak, a języka literackiego też nie widać. Zdecyduj się i szlifuj w tym, co wybierzesz.
Masz momenty w swoim opowiadaniu, które składają się li tylko z dialogu, bez narracji. Nie polecam, bo wytrąca to czytelnika z klimatu opowieści i sprawia wrażenie suchego przerzucania się słowami.
Czytając dalej, już wiem, że mam dla Ciebie sugestię: popracuj nad wyrażeniami, jakich używasz. Jeśli nie jesteś pewna znaczenia jakiegoś słowa albo związku frazeologicznego, bądź nie wiesz, czy jego przekształcenie, jakiego chcesz użyć, ma rację bytu - wesprzyj się słownikami. To żaden dyshonor, a czytelnicy, wraz z krytykami, na pewno to docenią. Pozwól, że nie zajmę się dokładną korektą Twojego opowiadania, bo nie od tego tu jestem. Już wiesz nad czym warto przysiąść pod względem technicznym - czas na ocenę zawartości merytorycznej.
Kimberly bez twarzy
Na dzień dobry, co to jest "dojo"? Tak się składa, że to akurat wiem, bo długi czas rozczytywałam się we wszelkich informacjach o Japonii. Zadaję jednak to pytanie w imieniu czytelników, których nie interesuje Kraj Kwitnącej Wiśni.
Zaczynam czytać Twoje opowiadanie i nie wiem nic. Na scenie pojawia się nagle multum bohaterów, którzy różnią się tylko imionami. Nie wiem nawet kim właściwie jest Kimberly, główna bohaterka, i skąd przychodzi. Czuję się wyrwana z kontekstu. Dzieje się jakaś tragedia, chyba powiązana z kluczem i jakąś przepowiednią, ale za cholerę nie wiem dlaczego śmiertelne przewidywania jakichś chińskich przyjaciół głównej bohaterki miałaby się na pewno spełnić. To, że ktoś jest mnichem, nie oznacza przecież, że ma magiczną moc czy inne atrybuty, które wywołać by mogły taki popłoch. Próbujesz zbudować atmosferę rosnącego napięcia, ale ja, jako czytelnik, mam wrażenie, że ktoś sobie spokojnie szedł ulicą, aż tu natknął się na papierową torbę na swojej drodze i zaczął biegać dookoła niej, wrzeszcząc ze strachu.
Zaczynam czytać Twoje opowiadanie i nie wiem nic. Na scenie pojawia się nagle multum bohaterów, którzy różnią się tylko imionami. Nie wiem nawet kim właściwie jest Kimberly, główna bohaterka, i skąd przychodzi. Czuję się wyrwana z kontekstu. Dzieje się jakaś tragedia, chyba powiązana z kluczem i jakąś przepowiednią, ale za cholerę nie wiem dlaczego śmiertelne przewidywania jakichś chińskich przyjaciół głównej bohaterki miałaby się na pewno spełnić. To, że ktoś jest mnichem, nie oznacza przecież, że ma magiczną moc czy inne atrybuty, które wywołać by mogły taki popłoch. Próbujesz zbudować atmosferę rosnącego napięcia, ale ja, jako czytelnik, mam wrażenie, że ktoś sobie spokojnie szedł ulicą, aż tu natknął się na papierową torbę na swojej drodze i zaczął biegać dookoła niej, wrzeszcząc ze strachu.
- Kim, jesteś cała przemoczona, co się...? - Matka na mój widok, aż wrzasnęła.
Już tam szlag z tym, że "Matka" powinno być z małej litery, a przed "aż" niepotrzebny jest przecinek (przed "aż" wstawiamy go tylko wtedy, gdy rozpoczyna zdanie podrzędne). Jaki widok? Nie wiem przecież jak wygląda główna bohaterka. Nie opisałaś tego. Wiem tylko, że pośliznęła się na skórce od banana, ale to nie implikuje twarzy bez skóry albo poparzeń trzeciego stopnia.
Kim w kolejnych rozdziałach przygotowuje się psychicznie do przeprowadzki, bierze udział w przyjęciu, spóźnia się do szkoły, kłóci z koleżankami i przeżywa swoje nastoletnie problemy. Mnie one jednak ani ziębią, ani grzeją, bo nie jestem w stanie utożsamić się z bohaterką. Gdybym lepiej ją poznała, byłoby inaczej. Nie zamierzam krytykować tu "zwyczajności" tych problemów, bo dobrze można opisać i dzień szambonurka.
Zabawne jednak jest to, że o strasznej przepowiedni ani widu, ani słychu. Z magicznej sfery zjechaliśmy do poziomu szarej codzienności. Dopiero w 11. notce napomykasz o klątwie czy przeznaczeniu Kim. Rozumiem, że chciałaś ją na moment "wycofać" do codziennego świata, nie wydaje mi się jednak, żeby nawet tak ważne wydarzenie w życiu nastolatki, jak przeprowadzka, mogło przyćmić widmo śmierci. Niech o tym pomyśli parę razy w międzyczasie, niech ją to męczy. Bo tak, znowu, zostajemy wyrwani w kontekstu.
Poza różowymi stanikami w mojej garderobie ten kolor już nie gości. Wyrosłam z niego.Po "stanikami" wstaw przecinek (zamknie wtedy dopowiedzenie). Nie bardzo wiem jak można wyrosnąć z koloru, ale ma to chyba coś wspólnego z wyrastaniem, na przykład, ze słuchania heavy metalu. Nie wytykam tu błędu, jedynie tok myślowy, który do mnie nie przemawia i kojarzy się z kimś, kto za wszelką cenę chce być dorosły.
Kim w kolejnych rozdziałach przygotowuje się psychicznie do przeprowadzki, bierze udział w przyjęciu, spóźnia się do szkoły, kłóci z koleżankami i przeżywa swoje nastoletnie problemy. Mnie one jednak ani ziębią, ani grzeją, bo nie jestem w stanie utożsamić się z bohaterką. Gdybym lepiej ją poznała, byłoby inaczej. Nie zamierzam krytykować tu "zwyczajności" tych problemów, bo dobrze można opisać i dzień szambonurka.
Zabawne jednak jest to, że o strasznej przepowiedni ani widu, ani słychu. Z magicznej sfery zjechaliśmy do poziomu szarej codzienności. Dopiero w 11. notce napomykasz o klątwie czy przeznaczeniu Kim. Rozumiem, że chciałaś ją na moment "wycofać" do codziennego świata, nie wydaje mi się jednak, żeby nawet tak ważne wydarzenie w życiu nastolatki, jak przeprowadzka, mogło przyćmić widmo śmierci. Niech o tym pomyśli parę razy w międzyczasie, niech ją to męczy. Bo tak, znowu, zostajemy wyrwani w kontekstu.
Co by tu dać w śródtytule
"- Zostaw mnie! Chcę być sama!", "Ujął moją dłoń i uśmiechnął się łobuzersko", "Może doniczka spadnie mi na łeb...", "Oż ty w mordę - zaspałam!", "- Rudi, czemu jesteś łysy?" - to wszystko są tytuły Twoich notatek. Tytuł jednak powinien być klamrą spinającą cały tekst pod nim. Może coś sugerować, może być zacytowaną wypowiedzią albo wstawką pamiętniczkową, ale nie w tej formie i nie w tym miejscu.
Proponuję proste ćwiczenie, któremu sama dużo zawdzięczam - bierzesz do ręki gazetę albo książkę i śledzisz tytuły. W jaki sposób odnoszą się do tekstu? Co takiego mają w sobie, że przyciągają wzrok i sprawiają, że chce Ci się przeczytać pierwszy akapit? A jeżeli trafisz na kiepski tytuł, bo takie też się przecież zdarzają w gazetach i książkach, zastanów się dlaczego tak go odbierasz i zapisz te spostrzeżenia, żeby wiedzieć, czego nie robić.
Podsumowanie
Budowanie świata i opisy, opisy, jeszcze raz opisy. Nad tym popracuj. Na razie poznałam tylko papierowych bohaterów w bliżej nieokreślonej przestrzeni. Nadaj temu trochę mięsa. Wszystkiemu po kolei.
Chociaż tym razem Pała okazała się dosyć mocna, pamiętaj, że nie mówię Ci, że masz natychmiast zwijać manatki i wrócić do szuflady. Widzę, że całkiem nieźle idzie Ci posługiwanie się słowem. Nie licząc niedoskonałości, o których napisałam, tekst nie zgrzyta. Miałaś też fajny pomysł z zakładką na pomysły czytelników, interakcja zawsze mile widziana, nie mówiąc już o wzbogaceniu opowiadania.
Brakuje Ci świadomości tego, że czytelnik nie siedzi w Twojej głowie i nie wie jak wyobrażasz sobie przedstawiany świat. Potraktuj go jak ślepca - poprowadź za rękę przez swoją wyobraźnię.
Brakuje Ci świadomości tego, że czytelnik nie siedzi w Twojej głowie i nie wie jak wyobrażasz sobie przedstawiany świat. Potraktuj go jak ślepca - poprowadź za rękę przez swoją wyobraźnię.
Ocena: 2+
Pisz więcej, oby coraz lepiej,
Że Pała Mała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz