Może tak: nie będę pisał co na blogu można zobaczyć po kliknięciu w link. Macie oczy – sami zobaczycie. Dość powiedzieć, że w zasadzie całość w oczy nie jebie. Blog utrzymany jest w przyjemnym, ciemno kobaltowym kolorze, fonty są czytelne i błękitne. Choć wydawać by się mogło, że monotonia kolorystyczna będzie przeszkadzać, to w żadnym stopniu nie utrudnia ona lektury. Brak tutaj przelatujących nad głowami myśliwców i fajerwerków, nie straszą też tęcze i puchate obłoczki.
Nad właściwą częścią bloga (tą z rozdziałami opowiadania) góruje prosta, ale ładna grafika, choć polichromatyczna to nie gryząca się z kolorystyką bloga.
Nad właściwą częścią bloga (tą z rozdziałami opowiadania) góruje prosta, ale ładna grafika, choć polichromatyczna to nie gryząca się z kolorystyką bloga.
Z prawej strony widzimy rozpiskę dotyczącą tego kiedy wyjdą kolejne rozdziały, krótkie menu. Poniżej jest siateczka z obserwatorami – ani mnie to ziębi ani grzeje. Drażniący za to jest różowy kleks pierdolnięty pod tym wszystkim. Na kleksie ktoś coś nagryzmolił tak, że z trudem udało mi się to rozczytać. Podejrzewam, że to nie wina autorki (po kliknięciu okazuje się, że za to szkaradztwo winę ponosi kto inny). Mnie się nie podoba.
Jedynym minusem Czwartego Insygnium w moich oczach jest wąski pasek z tekstem. Lubię jak treść czegokolwiek - książki, strony internetowej, bloga - płoży się przede mną niczym winorośl lub pola pszenicy. Ewentualnie księga mądrości Ezechiela. Niestety tutaj jest wąsko – zarówno dosłownie jak i w przenośni.
Łukowiec czyli "Hermiono, nie kop pana bo się spocisz"
Pomysł powiedziałbym wybitny. Po tym jak wydana została ostatnia część sagi o Harrym Poterrze nagle nasrało wszędzie fanfików dotyczących tego co było dalej. W tym zalewie tekstów (zwykle marnej jakoś) rzadko trafiały się ładne rzeczy, więc nic dziwnego, że pod moim zblazowanym nosem niezauważanie przemknął Łukowiec. Koniec końców gdy przeczytałem, że to potterowski spin-off w polskich realiach spodziewałem się latającego wartburga, albo syrenki, czegoś w rodzaju woźnego upiora bez zębów. Między moimi szarymi komórkami pojawiła się zrzędząca Pani-Ze-Sklepiku, która zamiast paczki maczug sprzedaje Czekoladowe Żaby, a całości dopełnił obraz dyrektora pijaka. Ale nie będę wyprzedzał faktów, bo niekoniecznie mam rację.
Nie rozczarowałem się. Już po kilku pierwszych akapitach protagonista dostaje w ryj od kolegi, uczniaki posługują się też swojską, polską mową (niepozbawioną słów powszechnie uznawanych za wulgarne, których tu przytaczać nie będę by nikogo nie zgorszyć). Gawędziarski ton w jakim napisana jest cała historia przemawia do mnie niemal od pierwszych liter pierwszego rozdziału. Cieszą tutaj oczy arktyczne czopy, brak jest powtórzeń, a całość brzmi tak dobrze jakby właśnie zjechała z prasy w drukarni. Co chyba najważniejsze: imiona i nazwiska bohaterów brzmią realnie. Czytając Czwarte Insygnium nawet przez moment nie miałem wrażenia, że ktoś wymyśla je na siłę. Choć przyznaję, że autorka ma skłonność do... rzadziej spotykanych nazwisk, to jednak nie razi to aż tak, jak kolejny funkcjonariusz Kowalski. Choć z drugiej strony to jakoś strasznie dużo tutaj Izydorów, Ignaców, Gabrieli Zadeckich i Feliksów Dzierżyńskich... Wołoszynów znaczy. Czepiam się, wiem, ale zwyczajnie nie ma się do czego innego przyjebać, a na bezrybiu...
Muszę również pochwalić pomysłowość autorki dotyczącą przede wszystkim opisu świata dookoła postaci i antagonistów. O ile w samym Harrym Potterze nie mamy właściwie czarodziejskiego świata poza Pokątną, Hogwartem, Jednym Stadionem, Norą i Hogsmead to tutaj możemy też znaleźć ciekawe smaczki dotyczące polityki, historii, a nawet zwyczajów polskiej społeczności czarodziejskiej. Kto ciekaw o czym mówię niech doczyta do zajęć z historii i opisów rodzin magnackich w Polsce.
Do całego Czwartego Insygnium podchodzę jak do komiksu internetowego. Postawiłbym je na półce obok Gunnerkrigg Court (ze względu na jakość) i Cyanide and Happiness (też ze względu na... hem, hem... jakość). Dlatego też powiem, że brakuje mi tutaj forum, czy strony, które osobie nieobeznanej z tematem pozwoliłaby względnie bezboleśnie poznać realia. Na początek dobrze by zrobiła stronka z profilami postaci (dziennik uczniów, ewidencja zatrudnionych?), i może jeszcze forum dla socjety jaka może się wytworzyć dookoła IV Insygnium?
W kontstrukcji poszczególnych rozdziałów drażni mnie za to umiejscowienie przycisków "starszy" i "nowszy" post. Wolałbym gdyby były bezpośrednio pod tekstem, a nie tak jak jest teraz, pod komentarzami. Nie jestem fanem długiego przewijania, po to mam czytnik DVD, żeby po kliknięciu jednego przycisku od razu odtwarzać to co chcę.
Ocena końcowa
No właśnie. Z całą pewnością będę kontynuować czytanie Czwartego Insygnium, a przynajmniej od czasu do czasu rzucę okiem na bloga. Nie jestem dupkiem, który będzie obsmarowywał, czy wyzłośliwiał się przy tym na coś co jest w gruncie rzeczy dobre.
Tak po prostu. Dobre. Czwarte Insygnium nie powala. Jednocześnie też w żaden sposób nie rozczarowuje. Choć rzeczywiście treść opowiadania czyta się lekko, łatwo i przyjemnie to też nie wciąga i nie uzależnia jak pierwowzór. Postaci od pierwszego momentu zapadają w pamięć, ale z drugiej strony (tak jak w oryginalnym Harrym Poterze) w żaden sposób nie są wybitne i wpasowują się w stereotypowe, charakterystyczne role nadane takim, a nie innym archetypom już u zarania dziejów.
Biorąc pod uwagę charakter opowiadania stawiam mocną czwórkę ze srogim spojrzeniem spod krzaczastych brwi mówiącym „Stać Panią na więcej”. Bo i tak jest. Szkoda tylko, że ten potencjał jest ciągle niewykorzystany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz